Translate

sobota, 22 marca 2014

NOWY SAMPLER NA LNIE .... I WYNIKI CANDY

 Witajcie!
Wiosna nam zapanowała miłościwie , ale tylko wczoraj mogłam liczyć na czyściutkie niebo i piękne słońce. Jaki to cud , gdy natura budzi się do życia. Miło się temu przyglądać. Wiosna to jedyna tak wyczekiwana pora roku.


 Nowa pora roku , a u mnie nowe wyzwanie , może już zanudzam tymi samplerami na lnie , ale co poradzę , gdy mi się tak podobają. Uwielbiam je robić. Z kłębka muliny ,  o którym zawsze piszę przy okazji samplerów , nie zostało już prawie nic. Wystarczy mi by dokończyć haft , za to rameczkę będę zmuszona wyszyć inną muliną. Już poszukałam sobie bawełniane merceryzowane nici DMC w bardzo dużych motkach. Wielkość można zobaczyć porównując zwój do nożyczek . Mam nadzieję , że spisze się doskonale. Nie będę musiała jej dzielić . To będzie taki mój mały eksperyment.


Wzór samplera pochodzi  z : http://delinalune.42stores.com/store/Categorie-4/Mod%C3%A8les-point-de-croix/Mod%C3%A8les-point-de-croix/Les-ab%C3%A9c%C3%A9daires - tam można go zakupić , jak i kilka innych ciekawych wzorów .
Sampler nazywa się :

Le fol ABC de printemps



W oryginale wyszywany jest na białym tle szarą muliną , ja jednak pozostałam wierna naturalnemu lnianemu materiałowi i białej mulinie z kłębka. Mnie się podoba taki styl i wychodzi na to , że tworzę w ten sposób kolekcję pt SAMPLER NA NATURALNYM LNIE.



Co prawda zdjęcia robiłam w ubiegłym tygodniu , i minęłam dopiero 1/3 schematu , nie licząc rameczki. Teraz trochę podgoniłam , ale to pokażę przy następnej okazji.


Moja kolekcja powiększyła się też o piękne nożyczki do haftu. Teraz mam ich zawrotną ilość 4 sztuk i już uważam się za kolekcjonerkę ha ha ha ! Myślę jednak , że skoro tak lubię haftować , to należą mi się nożyczki w różnych rodzajach i kształtach , choćby raz na rok.



Jak widać po moich pracach , pokochałam ten nasz polski len z Kamiennej Góry , który kupuję w firmie BIOTEXTIL w Poznaniu. Podaję namiary na ten sklep , by uprzedzić wszystkich zainteresowanych , którzy zasypali by mnie mailami w tej sprawie. Widzę , że gdy tylko pojawi się len w moich postach , to zaraz rośnie zainteresowanie tym materiałem i wszyscy chcą go mieć. Cieszy mnie to , i choć nie mam nic wspólnego z tą firmą , to robię im darmową reklamę , a wszystko dlatego , że pragnę wspierać polską produkcję , tym bardziej , że w tym wypadku jest najwyższej jakości. Po drugie praca z lnem w ręku to wiele wieków historii kobiecego rękodzieła i powrót do źródeł , do przeszłości , kiedy zrodziły się schematy samplerów. Małych dzieł sztuki hafciarskiej przekazywanych z pokolenia na pokolenie.



Ciekawe , czy nasze dzieci ,  będą kultywowały  pasje hafciarskie , lub inne rękodzielnicze np szydełkowe , włóczkowe i t p . Może tak , a może nie , może wszystko to zaginie w pogoni za  " lajkami na fejsie ". Może będzie wręcz odwrotnie . Kto to wie?

Joanna

A zapomniałabym zupełnie ogłosić wyniki wiosennego Candy. Po szybkim losowaniu sierotka wyciągnęła los z podpisem :

LATTE HOUSE

Serdecznie gratuluję wygranej i dziękuję za zabawę , proszę o kontakt mailowy w celu dostarczenia przesyłki.

A od poniedziałku ruszam do przeglądania i obserwowania waszych blogów , których jeszcze nie znam , a które chętnie zobaczę i to wszystko przez moje candy.



czwartek, 13 marca 2014

KORONKA ... SIATKOWA TAJEMNICA




Witajcie!

Mam tyle ukończonych mini projekcików , że czas pokazywać po kolei co się u mnie zmieniło w pracowni. Po pierwsze zniknął kolor czerwony. To był już najwyższy czas. Trochę tego było. Jak wiecie z wcześniejszych moich wpisów , postanowiłam stworzyć linie kolorystyczne na różne pory roku i okoliczności. Mam już dekoracje bożonarodzeniowe  lniano - czerwone , letnie marynistyczne niebieskości , bieluśko - lniane , a teraz przyszedł czas na płowe różane. Z tym miałam najwięcej pracy.


Dziś uchylę tyko rąbek tajemnicy nowej dekoracji pracowni , a mowa o podusi z koronką siatkową. W ciągu dalszym technika wykonania koronki jest dla mnie owiana tajemnicą. Coś tam udziergałam za pomocą drewnianej kleszczki ( fachowa nazwa czółenka do wiązania koronki siatkowej ). Z haftowaniem wzoru , nie miałam problemu , bo to praca podobna do cerowania skarpet. Za to miałam wspaniałego nauczyciela.


Jak to się zaczęło z tym moim koronkarstwem zaraz opowiem. Zaznaczam , że historia jest prawdziwa , co może potwierdzić moja rodzina w liczbie trzech świadków.  Posłuchajcie mojej opowieści :

W pewnej maleńkiej miejscowości , której często nawet na mapie nikt nie oznacza , nie było ani sklepu , ani kościoła , ani poczty , była za to w koło woda. Z jednej strony słodka , z drugiej strony słona. To szczególne miejsce upodobali sobie ludzie , by w letnie dni wypocząć od miejskiego zgiełku i zapach spalin. Przybywali całymi rodzinami i osiedlali się na krótki czas na wielkiej polanie pośród wody. Radzili sobie jak mogli z wielkim skwarem , chłodnymi nocami , wyjącym silnym wiatrem i wszechobecnymi komarami , pająkami i żmijami. Za to mogli do woli wylegiwać się na szerokiej , bezludnej plaży ciągnącej się kilometrami na wschód i zachód. Podziwiać nocą spadające gwiazdy i wsłuchiwać się w regularny szum wielkiej wody. Podziwiać ogromne fronty burzowe pędzące to z zachodu na wschód , lub z  północy na południe i odwrotnie. Siedzieć do brzasku przy ognisku , czasem całkiem samotnie , czasem w grupie roześmianych  , tańczących i śpiewających współmieszkańców. Tak płynęły kolejne cieplutkie lata.
Z czasem potrzebowali kontaktu z innymi ludźmi i dobrami cywilizacji. Wsiadali wówczas na swoje rowery i pedałowali 7 km do najbliższej miejscowości po zakupy , na lody i dla innego rodzaju przyjemności. Miasteczko żyło tylko w ciepłe letnie dni , a wiem coś o tym , bo byłam tam zimą i nie zauważyłam żywej duszy . Był tam sklep , lodziarnia , smażalnia i kościół. To właśnie od spotkania w kościele wszystko się zaczęło . To tam po raz pierwszy zobaczyłam wielką koronkę siatkową , która była ozdobą ołtarza. Oczka koronki miały ok 30 x 30 cm , a koronka była siecią rybacką. Olśniło mnie wtedy , przecież to ten sam splot. Dotarłam do pewnego starego człowieka , który zrobił tą sieć dla kościoła i namówiłam go na kilka lekcji. Od tego dnia pilnie uczyłam się plątania sieci i nawet mi dobrze szło. Lekcji było kilka , ale gdy nastała chłodna jesień i mroźna zima zapomniałam jak zaplątać supełki by powstała ta misterna sieć. Mam nadzieję tylko , że znów spotkam znajomego staruszka , który mi przypomni tą trudną dla mnie , a oczywistą dla niego technikę.


Kiedy jeszcze pamiętałam , jak splątać sznurek powstały trzy identyczne kwadraty siatkowe i teraz postanowiłam wykorzystać jeden z nich do ozdoby mojej poduszki. Poszewkę kupiłam w Biedronce za niecałe 3 zł i to nie z lenistwa , lecz z powodu jej prześlicznego koloru i materiału , a mianowicie satynowej bawełny. Wykrochmaliłam moje małe dzieło sztuki rybackiej i napięłam , czekając do wyschnięcia. Brzegi dla lepszego wyglądu i usztywnienie obszyłam ściegiem richelieu i uważam , że tak jest najbezpieczniej.


Włożyłam w tę pracę wiele czasu i serca i patrząc teraz na efekt wiem , że było warto. Czy uda mi się jednak dojść do takiej wprawy , by udziać sobie firankę , tego nie wiem , ale może w przyszłości....
Muszę jeszcze wiele się nauczyć i przede wszystkim ćwiczyć , ćwiczyć i ćwiczyć....
Dziękuję , że wysłuchaliście mnie , tak miło jest czasem przelać tu swoje myśli . Dziękuję....

Joanna

Cały czas jeszcze możecie się zapisywać na moje CANDY do 21. 03. 14. tu:

http://mglistysen.blogspot.com/2014/02/candy-w-kolorach-ziemi.html



czwartek, 6 marca 2014

WIOSENNE SZKLARENKI



Witajcie!
Po raz pierwszy dziś w nocy moja kotka nie miała zamiaru wrócić do domu na noc , a to pierwszy ważny powód by ogłosić termiczny pierwszy dzień wiosny. Cieszycie się , ja bardzo i choć zima w tym roku rozpieszczała całą Polskę wysokimi temperaturami , to jednak wolę by było mroźnie i śnieżnie w tą białą porę roku.


Czy myśleliście kiedyś o tym , że zima to pora roku , która nie ma zapachu. No może prócz dymu z kominów. Jest piękną porą roku , szybko zapada zmierzch i pada puszysty śnieg. Mróz skrzypi pod stopami i skrzą się śnieżynki w zimowym słońcu. Huczy mroźny wicher , a w kominku wesoło skwierczą polana. Skuleni pod cieplutkim pledem  wpatrujemy się , myśląc o wielu rzeczach , w ogień. To właśnie on od tysięcy lat towarzyszył ludziom w zimowych chwilach i mamy w genach zapisaną miłość do tej magicznej mocy.
To wszystko już za nami ...... zima się kończy......


Teraz po malutku zdąża do nas wiosna , już przyleciały pierwsze ptaki z dalekich krajów , zacznie się wielki ruch w przyrodzie. Wszystko co żyje wystawia swoje komórki do pierwszych promieni słońca , czerpiąc z nich energię tak potrzebną po długich zimowych ciemnościach. Czerpmy i my biorąc przykład z natury. Już słońce jest wyżej na nieboskłonie i dzień dobiera z nocy coraz więcej minut. To najpiękniejszy czas dla wszystkich. Po wiosennym przesileniu wstąpi w nas magiczna moc , energia. Zaczniemy wiosenne porządki , znów wszystko będzie nas cieszyć jakbyśmy byli dziećmi. Już niedługo nawet po 22 w nocy będzie jeszcze szaro , wykorzystajmy ten czas na zbliżenie się do źródła naszego człowieczeństwa. Popatrzmy wkoło siebie , nie przegapmy tego czasu na niepotrzebną bieganinę z kąta w kąt. Cieszmy się życiem.....


Postanowiłam przyspieszyć te piękne chwile i już wprowadziłam wiosnę do domu , a to wszystko za sprawą moich nietypowych szklarenek. Każdy może sobie takie sprawić w domu. Wystarczy tylko wazon lub inne szklane naczynie. Można nawet użyć dużego słoja do kiszenia ogórków. Potrzebna jest jeszcze drobno mielona kora sosnowa , oraz cebule hiacyntów ( mogą być też inne cebulowe wiosenne kwiaty ) , gotowe do kwitnienia. Nie polecam używać cebul , które zapomnieliśmy posadzić jesienią , gdyż wszystkie tego rodzaju rośliny jak tulipany , żonkile , narcyzy i krokusy muszą przetrwać proces zamrożenia cebulki , bo inaczej nie zakwitną. Najprościej jest kupić już podrośnięte okazy w kwiaciarni. Koszt 3 roślin to ok 6 zł , kora 16 zł za 80 l ( potrzeba jednak nie więcej niż  1litr ) . Na spód naczynia wsypujemy trochę kory , później układamy hiacynty bez plastikowych osłonek i wolne przestrzenie wypełniamy korą. Reszta to kwestia gustu i wyobraźni. Dekoracja dowolnymi maleńkimi cudeńkami na pewno podniesie walory wizualne jeszcze przed rozkwitnięciem pierwszych kwiatów. Konieczna jest jeszcze wstążka do dekoracji i to najlepiej w grochy lub kratkę. Należy pamiętać o rozsądnym podlewaniu naszych roślin , co jest niezmiernie łatwe , gdyż przez szklane ścianki idealnie widać co dzieje się w środku szklarenki.


W moim domu wyszukałam trzy naczynia , w których hoduję hiacynty , pierwszy to szeroki wazon w kształcie odwróconego dzwonka. Czasem używam go do robienia dużych świec , o czym pisałam troszkę tu


 http://mglistysen.blogspot.com/2010/05/puszysty-serniczek.html

i tu
http://mglistysen.blogspot.com/2010/04/swiczkomania.html


a który wspaniale nadaje się na dekorację florystyczną.

Druga dekoracja powstała przypadkowo. Od dawna jestem szczęśliwą posiadaczką starej ceramicznej babkowej formy , która pamięta jeszcze czasy naszych babć. Udało mi się w jednej z pobliskich hurtowni szkła wyszukać idealnego rozmiaru klosz. Tak połączenie ceramiki i szkła zyskało miano stokrotkowego domku.

Trzecia szklarenka to przeistoczenie szklanego słoja po ciasteczkach w dekorację mojej pracowni , lubię otaczać się przyrodą i pięknem sprzętów w każdym kącie domu. Nastręcza to troszkę kłopotu ,  wiele czasu i ciągłych zmian , a szczególnie sprzątania , odkurzania i takich tam podobnych zabiegów , ale lubię to bardzo....

Zachęcam wszystkich do zagospodarowania swoich szklanych , czasem przykurzonych sprzętów , to daje wiele radości i przyjemności , a wszyscy tak kochamy się dopieszczać.....

Joanna

Z radością też czekam na zgłoszenia do mojego candy tu http://mglistysen.blogspot.com/2014/02/candy-w-kolorach-ziemi.html