Translate

piątek, 28 maja 2010

SŁODKI LUKSUS


Tak jak zapowiadałam w poprzednim poście czas na słodki luksus.



Dziś w Mglistym Śnie otwieram specjalnie dla Was Kochane Moje

Domowe SPA

Receptura oparta jest na naturalnych składnikach przyjaznych naszej skórze i środowisku.Użyte produkty zostały wielokrotnie przebadane na niewielkiej grupie moich przyjaciółek.


Krok pierwszy.

Robimy sobie porządnie manicure ,a jesli nam się nie chce to prosimy kogoś zaufanego , aby nas w tym wyręczył. Po tym zabiegu czujemy się zawsze piekniejsze i nasze stopy przygotowane są na ujrzenie świata.



Krok drugi.

Postarajmy się o ogromną balię , oczywiście może być zwykła miska ,ale balia pasuje mi do klimatu mojego domowego SPA najbardziej. Nie pytajcie tylko skąd ją wzięłam, bo jak chciałabym opowiedzieć to nazwałybyście mnie szperakiem. Skombinowałam od pewnej babuleńki i to wszystko.



 


Zabieg ten najlepiej  "smakuje " na łonie natury ,kiedy szumią drzewa , ptaki śpiewają i świeci słońce. Dla tych , którym pozostaje łazienka w bloku proponuję zapalić zapachowe świece i przygotować przyjemną muzę.


 


Krok trzeci.
Balię napełniamy letnia wodą , aby było przyjemnie , choć ja uwielbiam zupełnie zimną , taką jak ze studni. Jak się zamoczy w niej stopy , to aż pieką pięty, ale krioterapia korzystnie wpływa na krążenie i po kilku próbach można się oswoić.


 


Krok czwarty.
Moczymy nasze zmęczone stopy kilkanaście minut , tyle ile chcemy i ile nam potrzeba czasu ,  aby się w pełni zrelaksować. Delektujemy się odgłosami natury i w tej chwili poświęconej tylko naszej przyjemności zapominamy o całym świecie. Jesteśmy przez chwilkę same ze sobą. Poczujemy wówczas jakie to ważne i jakie miłe.


 

Podczas tej kapieli , jeśli mamy taką potrzebę możemy użyć mydła i pumeksu. Wówczas efekty zabiegu bedą jeszcze lepsze. Stopy osuszamy dokładnie i przystępujemy do " głównego dania ".


 


Krok piąty.
Przygotowujemy płynny , ale nie podgrzewany miód  i cukier . Kryształki nie mogą być za duże i nie malutkie. Zwykły cukier , a jesli któraś z Was ma ochotę , to może być trzcinowy.




Wszystkie sładniki muszą mieć temperaturę pokojową ,bo tylko tak osiągniemy efekt złuszczania naskórka.



 


Miód i cukier łączymy , aby powstała jednolita masa.

 


Krok szósty.
Nakładamy ją równomiernie dłońmi na całe stopy i masujemy tak długo jak się nam to nie znudzi ( min. 5 minut ). Fajnie robi sie to w dwie osoby, bo dotyk drugiego człowieka działa na nas zbawiennie.Nie należy się przy tym bać , że okleimy wszystko miodem. Wbrew pozorom łatwo się go zmywa.

 


Po takiej przyjemności nasze stopy i przy okazji dłonie są mięciutkie , skóra gładka i odżywiona.



 


Krok siódmy.
Warto na sam koniec wmasować w stopy tłusty krem , lecz ja używam oliwy z oliwek, bo szybko się wchłania i jest naturalna , a to podstawa domowego SPA.


 

Po zabiegu nasze stopy gotowe są na ujrzenie światła słonecznego i bez kłopotu mogą wsunąc się w letnie klapki , sandałki czy japonki . Mogą też pozostać bose aż do jesieni. Jak kto woli.

Przesyłam Wam słoneczne promienie.
Joanna

P.S. Jak spodoba Wam się w moim Domowym SPA to za kilka tygodni pokarzę Wam piling solny do innych rejonów ciała.




wtorek, 25 maja 2010

MOJE WIELKIE SPEŁNIONE MARZENIE



Wiele lat , wiele sklepów , wiele stron Allegro otwartych i nic. Tylko Weranda Country pozostawała mi na stoliku, a w niej prześliczne kuchenne kredensiki. Trwało to na prawdę długo , jakieś 8, 9 lat. Poszukiwania im bardziej były intensywne tym mniej skuteczne. Nie traciłam jednak nadzieji na znalezienie tego mojego wymarzonego mebelka.

 


Wiadomo , że po drodze trafiały się różne okazy , przeważnie zniszczone do granic możliwosci , gdzie przywrócenie ich do stanu świetnosci było niemożliwe.Aż tu niespodziewanie  przed końcem marca odwiedzając wielki sklep, a raczej umieralnię starych mebli ,  trafiłam na to cudo. I tu zaczyna sie cała historia. Ten przepiekny dziś kredens był zarezerwowany, nie pomogły rozmowy w stylu : "  jestem Pana stałą klientką ". Wszyscy wiemy, że na upartą kobietę nie ma siły. Sprawdziłam do kiedy jest rezerwacja i  pojechałam do sklepu dokładnie za pięć szósta w dniu końca terminu oczywiście z gotówką ( a ona podziałała najlepiej )  i kupiłam mebelek. Spóźniony klient nie miał ze mną szans.


 


Dopiero następnego dnia ochłonęłam i zaczęłam przeliczać " straty ". Kredens zamalowany był olejnicą stókrotnie. Okucia powyginał czas. Szybki na pierwszy rzut oka do śmietnika. Blat całkowicie do wymiany, ale mebel jest świerkowy. Prace trwały dwa miesiące ,a efekt mnie tak uszczęśliwił , że aż chce mi się rano wstać i działać. Wszystkie elementy udało się zachować , nawet stare ceramiczne płytki wypełniające ściankę tylną. Choć na początku wydawało się , że jakoś wszystko razem nie pasuje to wyszło świetnie. Trzeba zaufać projektantowi i wykonawcy z poprzedniego stulecia - oni na prawdę wiedzieli co robią i mieli styl!


 

Do kredensu wszystko pasuje co jest stare i piękne , nawet wieszak walający sie na strychu.  Wygląd tego mebla można zmieniać dowolnie za pomocą dodatków . Ta kreatywność jest bajeczna. Na pewno pochowam do niego wszystkie moje skarby.


 


Trzeba marzyć , wierzyć w to , że nadejdzie taki czas, kiedy wszystkie nasze pragnienia się spełnią , te małe i te duże. One przychodzą same , cichutko , trzeba tylko poddać się falii , spokojnie czekać , bez tego całego zgiełku i pogoni . Trzeba wiedzieć co się chce- to podstawa.

 Zawsze widzę światło w tunelu!
 

Dziękuję Wszystkim za obecność na moim blogu , witam nowe twarze. Kiedy piszecie komentarz to czuję Waszą obecność i jest mi niezmiernie miło. Podglądam strony na których pokazujecie swoje prace. Podziwiam je i czerpię z nich inspirację. Dziękuję !
Joanna

 


W nastepnym poście przepis na luksus , więc przygotujcie za wczasu płynny miód i brązowy cukier . Będzie nam miło i słodko. Zapraszam!

środa, 19 maja 2010

WYWOŁYWACZE UŚMIECHU



Co znaczy tytuł , nie wiem sama , może to takie rzeczy , które bez względu na pogodę lub ilość obowiązków zaplanowanych na dziś do zrobienia po prostu wywołują uśmiech. U każdego , kto je ogląda , zszywa lub posiada . Są niezwykle poszukiwane przeze mnie i sama nie wiem po co mi one. Mam je i już. Wtedy rozpromieniam się i życie ma głębszy sens.




Służą mi w codziennych zmaganiach z rzeczywistością. Lubię ich delikatność i to w jaki sposób cieszą oczy. W każdym z nich kryje się jakaś tajemnica , dopiero ujawniana po rozwiązaniu sznurka.




Wszędzie je trzymam , w szufladach , szafkach ,w łazience ,w kuchni ,w torebce , na wakacjach , a każdy ma coś w środku - swoje wypełnienie. Czasami to szminka , cukierki , dokumenty , zakupy - wszystko co tylko chcę.


 

Dziś dzięki zaproszeniu bijuTAsi proponuję wam zabawę w podaj dalej. To taki szybki Quiz -kto pierwszy ten lepszy .
Zasady proste.
Jeśli chcesz wziąć udział w zabawie powinieneś ją także zaproponować na swoim blogu.Podpisz szybciutko tego posta , bo tylko pierwsze dwie osoby otrzymają ode mnie jeden z trzech  uszytych  woreczków widocznych na zdjęciach.Trzeci zostanie dla tej z was , która jako ostatnia dziś podpisze posta.( do 24)
Adres przesyłamy na mojego e maila joannaradziun@wp.pl ,oczywiście wszystko podlega ustawie o ochronie danych osobowych.
Nagrody otrzymacie według tego jak powstawały , a to wiem tylko ja i niech to będzie tajemnicą.

Powodzenia Joanna
                                                                                   

                                                                                   

niedziela, 16 maja 2010

PUSZYSTY SERNICZEK


Wczorajsza deszczowa sobota upłynęła w moim domu pod znakiem sukcesów i porażki , którą udało się jednak przemienić w coś pysznego i ładniusiego. Najazd rodzinki okazałby się wielką klapą , bo tak nazywam dzień w którym przyjdą goście , a w domu jest ciasto z cukierni. O mały włos , a tak by się właśnie skończyło. Wszystko z powodu pośpiechu. Mój sztandarowy puszysty serniczek zduntował się i postanowił wyrosnąć z formy o wiele za wysoko , co poskutkowało popękanym wierzchem. Wyglądał  żałośnie. Od czego mam ogród - w nim zawsze można nabrać oddechu i spokojnie coś zaradzić. I stało się. Efekt przerósł moje oczekiwania. Kilka kwiatów clematisa alpejskiego zrobiło swoje. Nikt nawet nie zauważył co kryło się pod spodem.
A teraz czas na przepis!



 

Potrzebne produkty:
5 jajek
6 czubatych łyżek cukru pudru
2 budynie waniliowe ( na 0,5 l mleka )
1 op. cukru waniliowego
zapach cytrynowy 30 kropli
750 g mielonego twarogu ( używam z Piątnicy )
250 ml mleka
1/2 kubka sparzonych rodzynków
forma okrągła 22cm przekroju
masło i mąka do wysmarowania i opruszenia formy

Sernik niezawodny robimy tak:
 Do naczynia wlewamy mleko , dodajemy żółtka , bydynie ( sypkie ) następnie zaczynamy miksować dodając 5 łyżek czybatych cukru pudru, cukier waniliowy i zapach cytrynowy oraz twaróg. Kolejność nie jest istotna. Ubijamy pianę z białek z 1 łyżką cukru pudru , którą delikatnie łączymy ze zmiksowaną masą mieszając łyżką, bez użycia miksera.W tym miejscy możemy dodać rodzynków jak ktoś lubi. Całość przelewamy do formy wcześniej nasmarowanej masłem i popruszonej mąką. Wstawiamy do ciepłego piekarnika  na 170 stopni. Tak pieczemy ok godzinę lub ciut dłużej aż ciasto nie będzie przyklejało się do patyczka. Nie wyjmujemy od razu z pieca ,by nam nie opadło.

W razie popękania powierzchni wiecie co robić!!!



 


Z całyego tego zamieszania były nawet efekty. Wieczorem musiałam odreagować , a mam na to tylko jeden sposób. Zamknięta w swojej pracowni robiłam świece. Już kiedyś pokazałam jedną z nich na blogu . Teraz czas na lawendową.



 



Mój mąż ilekroć odlewam świece pyta czy już Święto Zmarłych. On na prawdę zna moje potrzeby!


 


Czy pamiętacie jak to niedawno było, to chyba koniec lutego , a wydaje mi się jakby zeszły rok.
Uśmiechu na cały tydzień.
Joanna


czwartek, 13 maja 2010

PĘDZELEK UCZYNIŁ CUDNIE


Trzy stare doniczki walały się w kącie sąsiedzkiego ogródka. Tam właśnie je wypatrzyłam.
Zrobiłam słodkie oczy i stały się moją własnością po dobroci. Nie musiałam wykradać ich przy świetle księżyca, bo wiadomo , że to nie wypada.




Aby odzyskały formę , było najpierw szczotkowanie, suszenie , głaskanie i oglądanie. Do czego by tu ich użyć myślałam. Wiadomo - doniczka jest do kwiatków ,ale  wszystkie były jakieś takie zasmucone.


 
                                                                                    

Postanowiłam namalować na nich akrylem moje ukochane ornamenciki , oczywiście by pasowały do bieluśkiego pokoiku na dole. Pomsł był fajny , gorzej z wykonaniem, no bo jak tu odkalkować wzór na nie dość , że skośnej , porowatej i powyszczerbianej powierzchni. Było trochę zabawy ,ale udało się.


                                                                                        

Potem nastąpiła orka w postaci za duży pędzelek , za gęsta farba itp. W końcu wszystko się udało szczęśliwie doprowadzić do końca i uzyskać taki oto efekt.

                              


Na koniec zostało mi jszcze wypełnić doniczki oczywiście jak na tę porę roku przystało niezapominajkami. I znów udało mi się ocalić trzy " istnienia ". Lubię to robić. Pokazuję ten pomysł szczególnie dla Enyo , która pisała , że tam gdzie mieszka nie ma ciekawych rzeczy na pchlim targu. Zawsze można uczynić coś z niczego. W moim mieście też trzeba się dużo nabiegać , by coś kupić za grosze. No ale jak ma się mus to mus.





Do ozdoby wszystko się nada , nawet starusieńka garażowa waza , o której zapomniała babcia. Znoszenie wszystkiego do domu to choroba , więc trzeba uważać.





Teraz coś specjalnie dla Ateny. Kurs haftu , potrzebny do wykonania ornamentów. Zapewniam wszystkich , że to jeden z najprostrzych wzorów , a dla kogoś , kto robi krzyżyki to pestka.









                                                                                





 

Prawda , że nie będzie tak źle.!
Zamówienia na wzory prześlijcie na moją skrzynkę wraz z waszym adresem.
Zasada jest taka- nie rozpowszechniamy niczyich adresów.

Joanna
                                                                                        

środa, 12 maja 2010

HAFTOWANY ORNAMENT


Dla wszystkich tych
co marzą o pięknym białym wystroju domu lub jednego chociaż pokoju uchylam rąbka tajemnicy pt: " Co dzieje się w mojej piwnicy ".



 


Po wielu dyskusjach i wielogodzinnych debatach dostałam od rodzinki wolną rękę na urządzenie według mojego projektu wielkiego pokoju mieszczącego się w piwnicy mojego domu. Co wybrałam - oczywiście biały vintage połączony z rattanem i wikliną. Kiedyś był tam nieużywany garaż , który otrzymał w prezencie piękne wielkie trzyskrzydłowe okno , gładkie ściany , podłogę , a przede wszystkim szansę na przemianę.



 



To właśnie z myślą o tym pięknym zakątku  domu moje zaklęte igły wyszły dwie przydatne rzeczy . Oczywiście bieluśki woreczek i ocieplacz na dzbanek z herbatą. Wszystko ozdobione wyhaftowanym ornamentem mojego projektu. Nigdy nie podejrzewałam u siebie talentów rysunkowych , ale przez kilka dni weny twórczej powstało wiele projektów tego typu ( spójrz na moje candy ). Nie chcę się nimi chwalić , ale uważam że udały  się.



 

Jeśli temat zdjęć zszedł już na kryształowy klosz to muszę przyznać , że kto szuka ten znajdzie i to nie na Allegro , tylko na zwykłym bazarku. Z drugiej strony zdaję sobie sprawę z tego , że ktoś ten klosz spisał na straty , a ja postanowiłam go uratować przed zapomnieniem. Ostateczny blask nadało mu samo szorowanie. Teraz błyszczy z zadowolenia i zdobi mój pokój.



 
 

Umieściłam go przy oknie , aby słońce mogło ślizgać się po jego wyrafinowanych nacięciach. Chętnie podzielę się nowopowstałymi projektami z osobami , które docenią ich piękno , które zapragną swoją białą kolekcję powiększyć o takie tam hafciki łatwiutkie. W kolejnych postach pokarzę co dzieje się w piwnicy ,więc cierpliwości.

Joanna

poniedziałek, 10 maja 2010

NOSTALGICZNY SPACER

Razem z Ateną miałyśmy ten sam pomysł na spędzenie majówki. Różniły nas tylko kilometry. Po przeczytaniu jej posta postanowiłam ujawnić moje ulubione miejsce.
Fascynację tymi uroczymi parkami, oraz romantycznymi budowlami mam w sobie , w środku. Nie liczy się wówczas czas, po prostu przenoszę się do innej epoki i trwam w niej bez pamięci.






Zamek został wybudowany w późnym
baroku przez rodzinę Działyńskich w
KÓRNIKU niedaleko Poznania.
W swoich zbiorach posiada rękopisy takich
wieszczy jak A.Mickiewicz. Zachwycać się można równierz kolekcją malarstwa z tamtej epoki , oraz zwiezionymi przez właściciela meblami ze wszystkich krańców świata.



Tę wspaniałą budowlę otacza przepiekny park z jednymi ze starszych drzew egzotycznych w Polsce. Warto wybrać się tam o każdej porze roku. Trafiłam na kwitnienie magnolii i nie mogłam oprzeć się ich urokowi.




Cud natury i warto nabiegać się z aparatem.
Co prawda kwiaty nie są wstydliwe.
Wiadomo powszechnie ,  ze mają najpiękniejsze narządy rozrodcze na świecie.



 

 Zachęcam do odwiedzin tego miejsca, gdzie można na własne oczy zobaczyć jak kiedyś ludzie pięknie żyli.

Joanna