Translate

piątek, 17 kwietnia 2015

ULUBIONA KORONKA SIATKOWA


Witajcie!

Dziś troszkę napiszę  o bardzo rzadkiej technice koronkarskiej. Post powstał z myślą o wielu osobach , które ślą do mnie maile w sprawie tej fascynującej sztuki. No cóż chciałabym być w tym mistrzynią , a dopiero postawiłam kilka małych kroków , a ten chyba jest najmniejszy w moim mniemaniu.


Zatem co to jest koronka siatkowa , czyli troszkę historii.
Robótki siatkowe nazywane są  filetami. Wykonywanie filetów polega na wiązaniu stale tego samego węzełka z jednej nici, włókna albo sznureczka, dzięki czemu tworzy się sieć.
Wyżej wymieniona technika jest techniką dawną, rozwojowo zaliczamy je razem z dzierganiem do wiązania kitek [tzw. chwastów-przyp. tłumaczki] i frędzli. Nierzadko była znajdywana przez archeologów. Na przykład z krajów północnych, z terenów dzisiejszej Danii pochodzę znane kobiece woalki charakteryzujące się rzadkim ściegiem. Wykopaliska z okresu Rzeszy Wielkomorawskiej z IX wieku naszej ery potwierdzają również użycie sieci do łowienia ryb, sama sieć jednak nie zachowała się.
Nic więcej nie udało mi się znaleźć w necie na ten temat.


Moje spostrzeżenia. 
Technika zarówno damska jak i męska. Kobietki jak wiadomo osóbki delikatne i wrażliwe wytwarzały firanki , ozdoby i koronki , a faceci sieci na ryby. Tak nie mylicie się , to ta sama technika splotu. Ciekawe czy znacie jakąś ciekawszą technikę rękodzieła , która połączyła Wenus i Marsa . 


Jak pisałam mistrzynią nie jestem i nie będę , moja koronka raczkuje , ale staram się rozwijać. Może kiedyś zdobędę się na jedyny tak profesjonalny kurs , który można znaleźć  klikając w ten link




A co tu widać na fotkach? Kolejny igielnik , tym razem bardziej okazały , jeśli chodzi o rozmiar , od poprzedniego. Potrzebowałam takiego wielkiego. Gdy szyję np. patchwork to zawsze igły latają mi po stole. Od tej chwili już tak nie będzie.
 

Jak jest zrobiony. No niby normalnie , ale są pewne niespodzianki , których nie widać na fotkach. 
Po pierwsze bazą jest dolna poduszeczka . Jej wymiary są nieco większe od poduszeczki górnej. Wypełnienie środka  stanowi gruboziarnista sól . Dlaczego tak . Już piszę. Chodzi przede wszystkim o wagę igielnika. By był stabilny i nie przesuwał się nieproszony po stole podczas pracy , potrzebował solidnego obciążenia. Sól sprawdza się tu idealnie. By się nie przesypywała pomiędzy wątkiem a osnową ( nitkami ) użyłam grubej morskiej soli.
Po drugie  pod koronką znajduje się dodatkowa warstwa lnu , by biała koronka miała tło , by nie wystawało wypełnienie , by było pięknie.
Po trzecie pomiędzy poduszkami umarszczyłam bawełnianą taśmę , by całość miała romantyczny charakter.
I na koniec dodam , że poduszki są trwale złączone ze sobą klejem do tkanin. Innej opcji ze zszywaniem nie było. Ta zapewniła mi równomierne ułożenie i odstęp między poduszeczkami.

Kto ma ochotę spróbować tej uroczej techniki , to zachęcam do minimalizmu tak jak to widać u mnie. Pomalutku , powolutku a skutecznie. 

Pozdrawiam wszystkich Joanna


piątek, 3 kwietnia 2015

MÓJ MONOGRAM - HAFT ANGIELSKI





Witajcie!

Tak się sprężyłam , by jeszcze przed świętami pokazać wam co miałam ostatnio na tamborku , że aż zabrakło mi tchu. Wiecie jak to jest , czas jakby zwariował , a wskazówki przesuwają się dwa razy szybciej niż zwykle , a to wszystko za sprawą Świąt Wielkiejnocy. Choć mam wrażenie , że te święta będą mniej pracochłonne niż Boże Narodzenie , to też ciskam się po domu to tu , to tam i pracy mi nie ubywa.



Z haftem angielskim nie miałam wiele do czynienia , ale lubię stawiać sobie nowe wyzwania . Tak też było tym razem. Uwielbiam moje krzyżyki , ale pociągają mnie nostalgiczne stare monogramy. Mam już kilka w swojej kolekcji. Tym razem poszłam jednak na całość i machnęłam igłą sobie nową podusię.


A że zapragnęłam by całość była imitacją haftów z poprzedniej epoki , to wyszywałam go  na starym prześcieradle . Czasem , gdy odwiedzam sklepy z rzeczami z drugiej ręki , to udaje mi się upolować całkiem nie zniszczone leciwe bawełny. Bez przetarć , bez plam , w bardzo dobrej jakości. Tkaniny te są obecnie nieosiągalne , przynajmniej nic o tym nie wiem.


 Co mnie tak fascynuje w starym prześcieradle , czy używanej poszewce na kołdrę. No cóż , dla niektórych osób może jest to niezrozumiałe , może też obrzydliwe , ale uwielbiam ich miękkość , gatunek , oraz spranie tkaniny. Nie martwię się tym  i nie myślę , co działo się z tą tkaniną zanim trafiła w moje ręce. Włączam po prostu pranie z gotowaniem i wybielaczem i pozbywam się głupich myśli. Nie rozbudzam zbytnio mojej wyobraźni.


Wzór tego haftu znalazłam na pewnym angielskim blogu . Wydrukowałam sobie i starym sposobem mojej Babci przeniosłam wzór na tkaninę za pomocą kalki i ołówka. Górny wzorek powieliłam sobie kilka razy by powstał szlaczek. Pod spodem umieściłam moje pierwsze litery J i R.


Potem naciągnęłam sobie materiał na wielki tamborek i zabrałam się za wyszywanie . Do tego haftu użyłam bawełnianych nici DMC w kolorze białym. Muszę wam zdradzić , że praca z haftem angielski okazała się bardzo efektywna. Nawet w najśmielszych myślach nie przypuszczałam , że tak szybko się z tym uporam.


Gdy haft był już gotowy uszyłam z tkaniny poduszkę według starych angielskich zasad. Żadnych zamków , tylko troczki w tylnej części poduszki. Uznałam , że tak będzie  najbardziej oryginalnie.


Mam zatem nową podusię w mojej wielkiej kolekcji. Wygląda ona bardzo , bardzo rzeczywiście. Tak jakby zrobiła ją moja Babcia w młodości , mogło by nawet tak być , gdyby nie moje małżeńskie monogramy.

Pozdrawiam Was serdecznie i życzę Wspaniałych Świąt  Wielkiej Nocy dla tych wszystkich , którzy świętują wraz ze mną , oraz tych , którzy tych świąt nie obchodzą , by sobie wypoczęli i skorzystali z wolnego.

Joanna