Translate

wtorek, 20 grudnia 2011

PODUSIOWO...PIERNIKOWO...GWIAZDKOWO



To już najwyższy czas na ostatnie poprawki przedświąteczne , dekorowanie domku i miłe pogawędki jeszcze bez choinki. Czas na zatrzymanie się w tym zabieganym świecie , snucie marzeń i planów na kolejny rok. Pewnie to mój ostatni post , który dla was napiszę , nim zabłysną ciepłym światłem , lampki na świerku. Tak bardzo chciałabym podziękować Wam , moim blogowym przyjaciołom , teraz na progu kończącego się roku 2011 , za Wasze ciepłe słowa , za to co od was otrzymuję , za to , że jesteście tu ze mną , że podglądacie to co robię , choć nie pozostawicie niekiedy komentarza.

Wysyłam wam mój uśmiech , radosny i szczery , taki ze zmrużonymi oczami i dołeczkami w policzkach i życzenia samych radosnych i kreatywnych dni już na zawsze.

Moimi zdjęciami chciałabym wprowadzić w nastrój tych , którzy z powodu całkiem jeszcze jesienno-wiosennej aury , nie czują nadchodzących, rodzinnych świąt oraz tych , którzy już mają wszystko gotowe i czekają na pierwszą gwiazdkę.

Specjalnie dla was poszukałam w moich zbiorach bibelotowych gwiazdek. Znalazły się i foremki i dekoracje i maleńki świecznik - też gwiazdka. To taka skromna kolekcja miniaturowa. Nie mogło zabraknąć piernikowej gwiazdy. Nawet do głowy mi nie przyszło , że uzbiera się ich aż tyle.




Widziałam też , że pokazujecie swoje klimatyczne drobiazgi , tak uwielbiane na skandynawskich blogach , a że ja uwielbiam wszystko , co jest na PN od Bałtyku , to też się troszkę pochwalę. Delikatnie różowy klipsik na choinkę do świeczki , przypominający swoim wyglądem królewską koronę to najmilszy mój gwiazdkowy gadżecik. Co roku dekoruję nim jakieś miejsce w moim domku. Obchodzę się z nim , niczym z eksponatem muzealnym , bo jest unikatowy i zachowany w idealnym stanie.




Obiecałam , że pochwalę się moimi pierniczkami i oto one - te najpiękniejsze i pachnące. Te zdjęcie zrobiłam dla mojego przyjaciela , który często do mnie zagląda , ale nie zostawia komentarza , a bardzo potrzebuje tego przepisu , może chce zrobić komuś niespodziankę , gdyż wiem , że jest niezmiernie romantyczny.
Jeśli jeszcze ktoś szuka dobrego przepisu na ciasto piernikowe to służę pomocą.

Składniki:
2 kg mąki
1 kostka margaryny
2 szklanki cukru
2 op przyprawy piernikowej
1 łyżka sody
400ml miodu z pasieki
3 łyżki kakao
5 jajek

Jak to zrobić najłatwiej:
1. Rozpuścić margarynę , cukier i miód - ostudzić.
2. Zmieszać 1 kg mąki , przyprawę piernikową , kakao i sodę.
3.Połóączyć wszystko z pkt.1 i 2 , dodać jajka i wyrabiać ciasto dodając mąkę z drugiego kilograma , aby ciasto się nie kleiło i dobrze wałkowało.
4. Rozwałkować ciasto na gr ok 4-5mm i wykroić foremkami wzory ciastek i piec je na papierze w temp. 180*C.

Przyjemności i smaczności!!!





Jeszcze jeden maleńki eksponacik , który nadal żyje swoim życiem , wykrawa ciasteczka aż miło patrzeć i jest fantastycznie poręczny. Metalowa , lakierowana na kolor piernika , stara foremka z oryginalną sygnaturą wytwórni. To cenna zdobycz - oczywiście tylko w ciasteczkowym świecie.




Tak na koniec jeszcze fotka poduszki z mojej kolekcji dekoracyjnej. Poszyłam ich tyle , że nie sposób was zamęczać kolejnymi zdjęciami , może za rok .

Wspaniałych i Śnieżnych Świąt Bożego Narodzenia dla Was moi Kochani , Wirtualni!

Joanna

środa, 14 grudnia 2011

STAWIAM MOZOLNIE PIERWSZE KROKI



Świątecznie , świątecznie i jeszcze raz świątecznie , w moim domku , ale u was zapewne też. Podglądam na innych blogach pierniczki , dekoracje i inne ciekawe pomysły. Każdy chce być oryginalny. Mało czasu nam już kochani pozostało. Działam tak szybko jak mogę , a pracy nie ubywa , wręcz przeciwnie , a tyle mam jeszcze planów i spotkań. Święta to u mnie wyłącznie czas dla rodziny , ale przed wigilią miło się spotkać ze znajomymi i powyjadać trochę pierników. Tak więc w przerwach od pieczenia , gotowania i sprzątania relaksuję się wśród przyjaciół. A czas sobie płynie i płynie....




Nie chcę poddawać się świątecznym zajęciom z przymusu. To dla mnie magiczny czas i robię to co lubię. Jeśli napiszę , że na pierniczki zużyłam 6 kg mąki to nie uważajcie mnie za wariatkę. Tak jakoś mi się spodobało to zajęcie. Piernikami zapełniłam wszystkie dostępne w moim domu metalowe puszki i znalazłam przepis na idealny lukier.

Kilka lat poszukiwałam przepisu na lukier , nie taki zwykły , najważniejsze było to , aby się nie kleił , dobrze wysychał i aby można było nim dekorować przy pomocy szprycy. W tym roku wreszcie wzięłam się w garść , zakasałam rękawy i metodą prób i błędów powstał super lukier .
Oczywiście w kilku kolorach:

różowy- zabarwiony kroplą koncentraty buraczanego ,

cytrynowy czyli żółty- zabarwiony kurkumą i kroplą soku z cytryny,

zielonkawy- tradycyjnie zabarwiony barwnikiem spożywczym

A przepis na lukier jest prosty.
Ubiłam 1 białko i dodawałam po trochu 15 łyżeczek cukru pudru , a na koniec kolor według wytycznych powyżej. I udało się .- To mój lukier doskonały. Wspaniale skleja , więc na chatkę z piernika też się nadaje.




Nie pytajcie mnie kiedy znalazłam czas na ozdobienie tej frywolitkowej bąbki. Po nocach siedziałam kochane , po nocach ha ha ha .... i wykombinowałam jak tego dokonać. Obłożona czółenkami , kordonkiem i fachową literaturą wreszcie dokonałam tego pierwszy raz i chyba ostatni. Wzięłam sobie za dużo na głowę i myślałam , by wywiesić już białą flagę , ale udało mi się. Jak to zrobiłam , po prostu najlepszą i sprawdzoną metodą prób i błędów. Czego nikomu nie polecam. By pobawić się we frywolitki potrzeba czasu i dobrego nauczyciela. Mi tego zabrakło , ale ozdoba się udała perfekcyjnie. Nie marzę nawet o popełnieniu kolejnych.....

Joanna


czwartek, 8 grudnia 2011

RADOSNE PRZYGOTOWANIA



Przygotowania w mojej pracowni idą pełną parą. W tym roku postanowiłam udekorować swój domek kolorowymi poduszkami w świątecznych deseniach. Mam sporo małych i średnich poduszeczek poukładanych na wszystkich siedziskach w każdym zakątku , ale jakoś nie pasują klimatem do zbliżającego się wielkimi krokami Bożego Narodzenia.




Wyzwanie jest ogromne i pochłania sporo czasu , ale wreszcie mogę spożytkować wszystkie materiały tak pieczałowicie zbierane i kupowane w różnych zakątkach , które odwiedzam podczas moich wyjazdów.

Dzisiaj czas pokazać cudownie świąteczną ozdobę mojego żelaznego łóżka wyczarowanego już w zeszłym roku. Poduszka powstała z materiału bawełnianego hiszpańskiego producenta. O dziwo udało mi się zakupić go w Zakopanem. Kolor jest idealnie świąteczny - czerwonozielona krata z delikatnymi białymi wstawkami , a na ich połączeniach przechadzają się maleńkie reniferki i pobłyskują śnieżynki. Materiał nie był tani , ale w przypadku takich piękności cena mało się liczy. Nie zawsze trzeba kupić dużo , a na kawałek znajduję zawsze jakieś zaskórniaki.




Poduszkę ozdobiłam obrazkiem wyszytym haftem krzyżykowym , który powstał w poprzednie święta i cały rok przeleżał w szufladzie. Teraz wyszedł na salony i zdobi , zdobi i cieszy mnie bardzo.

Motyw sań z aniołkami ciągniętych przez renifery zaczerpnęłam z kolekcji pewnej niemieckiej projektantki , a jej podobne wzory znajdziecie na stronie www.kreuzstich-insider.de . Wzór wyhaftowałam muliną DMC nr 816 na aidzie 18.




Może to mało romantyczne i niezbyt pasuje do haftowanych poduch , ale kilka osób było zainteresowanych przepisem na domową białą kiełbaskę i obiecałam go podać , tym bardziej , że kiełbaska jest doskonałym dodatkiem do Noworocznej kolacji. Zdjęcia nie będzie , bo surowa biała jest wyjątkowo wstydliwa i zupełnie nie fotogeniczna.

Składniki:

1 i 1/2 kg łopatki wieprzowej b/k
1 kg chudego surowego boczku bez skórki
2 op majeranku
1 główka czosnku
sól i pieprz do smaku
6 szklanek wody
flaki wołowe surowe ( dostępne w sklepach masarskich )

Flaki , jak to okropnie brzmi , ale warto zamknąć oczy i zacząć sporządzać kiełbaskę.

Mięso mielimy w maszynce elektrycznej o najgrubszych oczkach. Dodajemy wyciśnięty czosnek , majeranek , pieprz i sól do smaku. Pamiętajmy jednak , że to duża porcja mięsa , więc przypraw też potrzeba więcej. Następnie wszystko wyrabiamy ręcznie , tak jak ciasto i dolewamy po jednej szklance wody , aż powstanie jednolita masa , szklanek mięso pochłonie czasem 5 , czasem 6 , to zależy od mięsa. Masą przy pomocy maszynki elektrycznej do mielenia mięsa i specjalnej przystawki nabijamy umyte flaki , formujemy kiełbaski i gotowe.

Tak zrobione kiełbaski wkładam w kilku porcjach i zamrażam. Kiedy przyjdzie Nowy Rok zamrożone ugotuje w garnku i tradycyjnie podam mojej rodzince z chrzanem.

Kto odważny niech spróbuje tej zanikającej kuchennej zabawy w babranie się mięsem.

Znikam teraz do maszyny i szyję kolejne poduszki.
Joanna


czwartek, 1 grudnia 2011

NALEWKA Z DZKIEJ RÓŻY



Tak jak obiecywałam w poprzednim poście pojawi się u mnie dziś wspaniały przepis na Świąteczną Naleweczkę z dzikiej róży. Co prawda nie jestem zwolenniczką popijania alkoholu w nadmiarze i to w święta , ale można sobie umilić nieco czas przy choince lub po mroźnym spacerze pośród zasp śniegu. Nie wiem , czy w tym roku dopisze nam w Polsce zima , ale moja naleweczka musi być gotowa w razie czego.






Trochę jest z nią zabawy i może nie pora na zbiór owoców , ale ja zawsze mam jakiś przepis na święta , tak dla połaskotania podniebienia.

Tak więc , aby nalewka była super pyszna należy po przymrozkach zebrać owoce dzikiej róży ok 1,5 kg , następnie dokładnie wypestkować przy jakimś ciekawym filmie , bo inaczej można zaliczyć zejście z nudów. Tak przygotowane owoce zasypać ok 1 kg cukru i odstawić na 3 tyg w ciepłe miejsce , co pewien czas potrząsać i kiedy cukier zupełnie się rozpuści odcedzić owoce. To co pozostanie na sitku to skarb w kuchni. Kawałki owoców róży zamieniły się w kandyzowane cudeńka , które wykorzystuję do ciasteczek , keksu lub nadzienia do Karnawałowych pączków.





Do otrzymanego syropu wlewam spirytus ok 0,5 l i 0,5 l wody mineralnej bez gazu i znów odstawiam na tydzień , aż płyn się dokładnie sklaruje. Wówczas nalewka jest gotowa. Trzeba pamiętać , aby ją nie potrząsać przy zlewaniu do karafki , bo straci swą przejrzystość.
Aż mi ślinka cieknie.
Jest to mocny trunek , więc nie można go pić w nadmiarze , a poza tym to deficytowy towar , więc trzeba oszczędzać go na specjalne okazje.
Z tym przepisem łączy się jeszcze taki pewien sekret. Kolor nalewki uzyskamy nie podobny do koloru , który kojaży nam się z różą. Będzie po prostu jasno herbaciany , ale gdy do karafki dodamy 2 krople koncentratu z buraków , całość nabierze tak pożądanego różowego koloru.
To mój prywatny patent.

Mam jeszcze prostszy przepis na pomarańczówkę , więc do wyboru , do koloru.

Składniki:
o,5 l spirytusu
5 pomarańczy
1 cytryna
1/2 laski wanilii
1/2 laski cynamonu
5 goździków

Składniki należy zalać spirytusem na 2 tygodnie ( pomarańcze i cytrynę obrać i pokroić w cząstki). Po tym czasie zlać alkohol , owoce odcisnąć przez ściereczkę . Sporządzić syrop cukrowy z 0,7 l wody i 50 dag cukru. Po wystygnięciu połączyć płyny. Zostawić ok tygodnia do sklarowania i gotowe.






Dwa przepisy , jeden i drugi warty wypróbowania. Butelki pełne takich wspaniałych smaków doskonale nadają się na świąteczny prezent dla gospodarza domu lub gdy idziemy z wizytą w ta miłe dni. Nie zapominajmy jednak o odpowiedniej dekoracji . Bardzo dobrze wyglądają płaskie butelki w kolorowych ubrankach robionych na szydełku tak jak u mnie.


Miłej zabawy z chemią , bo to przecież ta działka.
Joanna




wtorek, 22 listopada 2011

LE PETIT PARIS



Długo , oj , długo mnie nie było w tym cieplutkim i milutkim miejscu , miejscu jak z filmu o Surogatach . A warto go obejrzeć i zobaczyć jak wyglądać będzie świat za kilka lat i jak trudno będzie się nam obejść bez wirtualnej rzeczywistości. Brr! Straszna perspektywa , ale zakończenie jak zwykle - Happy End- powiedzmy.

Pora jednak zejść na ziemię i oczywiście zaglądnąć do pracowni. Tyle się u mnie ostatnio dzieje , że pewnie nie odkryję Ameryki , pisząc -Świat zawirował z podwójną prędkością , ale podobno tylko tu w Polsce. We Włoszech , Francji a także w Niemczech dalej 1 godzina ma 60 minut , a u mnie tylko 30 , co za pech. Mam nadzieję , że nie tylko ja mam taki problem , gdy zbliża się grudzień , a z nim wspaniały czas Świąt i Nowego Roku.

Już zaczynam się szykować na to wielkie , rodzinne święto spokoju i perfekcyjnie wysprzątanego domu. Oj mam co robić , mam. Na razie planuję i planuję , a czasem kupuję i kupuję i nie zostawiam nic na ostatnią chwilę. Harmonogram już dokładnie wypełniony.





Zaczynam zawsze od pieczenia pierniczków i innych ciasteczek , potem kolej na tort śmietanowy , którego ciasto też mogę zrobić wcześniej. Trzeba też pomyśleć o białej kiełbasce na Nowy Rok , bo bez tego się nie obejdzie. Robię ją sama w domu i nie wyobrażam sobie kupować takie pyszności w sklepie. Na święta nie może być lipy. Potem czas na uszka z kapustą i grzybami i pierogi ruskie , choć to nie zgodnie z tradycją , ja je uwielbiam. W kolejce staną też zrazy z czerwoną kapustą i buraczkami , schab ze śliwkami i kaczka pieczona. Muszę też zabezpieczyć się w różności z rodzaju ryb w occie , a na sam koniec makowiec , tort węgierski ( z dużą ilością wiśni i spirytusu ) , barszcz , karp , łosoś w cieście francuskim , szynka po rusku i schab w galarecie . może o czymś zapomniałam , ale na pewno mi się przypomni.

Zaręczam wam , że wszystko jest do zrobienia i znajdę na to czas. Jeśli wam napiszę , że 24 grudnia rano ustroimy z dzieciakami choinkę i wszystko będzie już gotowe , to uwierzcie mi na słowo , że zawsze mi się to udaje. W wigilię już nigdzie się nie spieszę i dlatego te święta to czas spokoju.
A póki co zakasuję rękawy i do dzieła.





Przedświąteczny czas nie upływa mi tylko na pichceniu , choć to lubię. Na ważnym miejscu są u mnie dekoracje . Świece ( już je przygotowuję , a każda z nich jest inna , pachnąca i wielka) , girlandy ze świerku , masa bibelotów i poduszek , a wszystko w kolorach świąt. Zapachy też tylko korzenne i cytrusowe. Tworzę je sama z różnych olejków. Na koniec efekt jest wspaniały. Nie zapominam też o świątecznej naleweczce , która tak lubią moi bliscy po 60-siątce.

Dziś mogę pokazać wam jeden z woreczków na orzechy. To moje ostatnie dziecko igły. Wzór paryski znaleziony gdzieś w sieci , wyszyłam muliną z kolekcji color variations ( czytaj kolory dla wariatów ) DMC nr 4140. Dostałam ją od Maji 71 i od razu musiałam coś wydziergać. To jej ulubiony cieniowany kolor , a teraz także mój. Do uszycia worka posłużyła mi także zasłonka z różanym motywem i bawełniana koronka wyszperana w sklepach z wiadomo czym.
Całość dopełniły kokardki i wstążka z motywem świątecznym w kolorze jasnego kakao , bo musi być słodko.




Woreczek jest dosyć długi i pomieści 1 kg orzechów włoskich , jak znalazł na świąteczny czas.
Muszę się jeszcze pochwalić serduszkiem , podarunkiem , który dostałam z tą cudną mulinką , a które stało się moją inspiracją. Maja wpadła do mnie z całą torbą prezentów , więc muszę się nimi zająć , ale nie wiem kiedy. Tak , czy owak , działam!!!! Dziękuję ci jeszcze raz Maju , że tak dbasz o mój kreatywny rozwój.

Na koniec muszę podziękować wszystkim 117 osobom , które wysłały mi zdjęcia swojego bałaganu w tasiemkach. Nagrodę do perfekcyjnego przechowywania otrzymuje Magda z Craftomanii , którą proszę o podesłanie adresu.

Ściskam was mocno i pędzę do zajęć z mojej listy.
Joanna



A w kolejnym poście postaram się pokazać wam czym można zaskoczyć rodzinkę , która wróciła zmarznięta ze świątecznego spaceru. To będzie mój tajemniczy napój. Wiadomo tylko dla dorosłych.

czwartek, 3 listopada 2011

PERFEKCYJNE PRZECHOWYWANIE



Perfekcja nigdy nie była moją mocną stroną. Stosy wetkniętych w różne miejsca kreatywnych przydasi zapełniały mój dom. Wreszcie postanowiłam coś z tym zrobić , tym bardziej , że już niedługo zaproszę was na wirtualną parapetówkę , gdyż moja pracownia nabiera kształtu. Jest jeszcze sporo do zrobienia , ale pomysłów mi nie brakuje. Tymczasem posprzątać się przyda.
Nie chodzi tu jednak o mycie okien , czy podłóg , tylko o znalezienie sposobu na przechowywanie kolorowych tasiemek i bawełnianych koronek.

Pod spodem znajdziecie zdjęcia jak krok po kroku powstawał mój woreczek perfekcyjnego przechowywania tasiemek.

Dla osób mniej zaawansowanych w tajniki szycia , lub tych bardziej zabieganych , które nie mają czasu na wyciągnięcie maszyny , mam miłą wiadomość.

Uszyję woreczek dla tej miłej osóbki , która na moją pocztę wyśle zdjęcie swojego kreatywnego bałaganu , abym wiedziała , że na pewno jej się to przyda. Wybiorę jedną osobę , która w mojej ocenie potrzebowała najbardziej takiego schowka.




Do zrobienia woreczka potrzebne były dwa kawałki materiału. Jeden wzorzysty , a drugi gładki. Z grubego kartonu w kolorze czerwonym wycięłam modełko koła o średnicy 30 cm . Odrysowałam je na obu materiałach z zapasem na szwy. Następnie materiałowe koła złożyłam na cztery części i wycięłam na brzegu ząbki , które pozwolą mi zaprasować materiał .




Wycięte ząbki zaprasowałam starannie do środka i złożyłam oba materiały lewą stroną do środka. Następnie przy pomocy szpilek umocowałam centymetrowe pętelki , dokładnie odmierzając ich rozstaw. Zależało mi na tym , aby na kole umieścić osiem pętelek w równych odległościach. Na sam koniec przyfastrygowałam do brzegu mojego kółka delikatną bawełnianą koronkę. Pozostało mi tylko wszystko połączyć szwem maszynowym. Na koniec przez pętelki przedziałam tasiemkę , która otwiera i zamyka woreczek.




Z tej całej zawiłej operacji powstał idealny schowek . Zmieści się w nim osiem sztuk różnych tasiemek i sznureczków , a każdy będzie miał swoje " drzwi" którymi będę mogła je wysuwać , co zapobiegnie splątywaniu się i gnieceniu tak lubianej przeze mnie pasmanterii.




Woreczek jest dwustronny jak znudzi nam się jeden kolor wystarczy przewinąć go na drugą stronę. Ten projekt powstał w mojej głowie z potrzeby chwili i wspaniale się sprawdza. Muszę jednak naszyć jeszcze kilka takich woreczków , bo mam jeszcze sporo taśm do schowania , a przecież jeden wam obiecałam.

Joanna


poniedziałek, 31 października 2011

W STRONĘ ŚWIATŁA.....



SZEPNĄŁ DO NICH ....
I POBIEGLI WSZYSCY....
PRZEZ KWIECISTĄ , PACHNĄCĄ ŁĄKĘ
W KIERUNKU ŚWIATŁA....
KAŻDY Z NICH W SWOIM CZASIE....
O WYZNACZONEJ GODZINIE.

CZEKAŁ NA NICH
Z SZEROKO OTWARTYMI RAMIONAMI
UŚMIECHAŁ SIĘ DELIKATNIE....

NIE BYŁO TŁOKU ,
A TYLU ICH SPOCZYWA W MOGIŁACH
TU NA PĘKSOWYM BRZYSKU.












piątek, 21 października 2011

GDZIE MAM WETKNĄĆ MOJĄ LAMPKĘ?



Trzy dni upłynęły mi pod znakiem braku weny. To okropne uczucie. Jakbym była pusta w środku , w sercu. Nie wiem co na to wpłynęło , ale zmuszałam się do najzwyklejszych codziennych czynności. Depresja jesienna może mnie dopadła , za oknem ani jednego promyka słońca i to ranne wstawanie w całkowitym mroku. Niestety to nie pogoda mnie tak nastraja , tylko nawał obowiązków i im jest ich więcej , tym mi gorzej. Zawsze dążę do sukcesu i za wszelką cenę chcę go osiągnąć w każdej dziedzinie życia , którą się zajmuję. Nawet błache sprzątanie musi być idealne , nie potrafię zamieść po dywan. Albo nie sprzątam wcale , albo tak dokładnie , że brak mi sił.To mnie czasem spala , a właśnie tak jest , tak było w tym przypadku.




Kiedy idziesz ścieżką na górski szczyt , to po pierwsze musisz uważać , aby się nie potknąć i nie skręcić nogi , a kiedy pokonasz jedno strome podejście , to miej pewność , że gdy zejdziesz z niego , znów będziesz miał pod górkę. Tak jest w górach i tak jest w życiu. Bez względu na powody.

Czasem jednak wyjrzy słońce i ogrzeje cię swymi promieniami...........





Mnie promyki dotknęły dziś rano , choć za oknem szaro i buro. W kominku wesoło skwierczy brzozowe polano , a ja wyczarowuję sobie klimacik na ciemne wieczory. Kolejna lampka zawitała pod mój dach. Pytam tylko siebie: gdzie mam wetknąć to cudo?






Podstawa kupiona jak zawsze na targu , a do niej abażur w czystej bieli znaleziony w sieciówce.
Ze względu na to , że był banalny i prosty otrzymał nowy image. Na początek ozdobiłam go zmarszczonym delikatnym tiulem , a na górze sznurem sztucznych pereł średniej wielkości. Brakowało mi jednak wciąż wykończenia dołu i to takiego , aby pasował do podstawy , która jest dość zdobna.





W ten oto sposób batystowa , haftowana maszynowo , ale za to bardzo delikatnie , koronka znalazła swoje zastosowanie. Ozdobiłam nią dół abażuru , który dzięki temu o zmroku rzuca ciekawe cienie na ścianę. Z koronki splątałam ozdobną kokardę , a w jej sercu przymocowałam misterną różę z krepy.




Całość wreszcie nabrała takiego wyglądu , który mnie zadowolił i mogę wam już pokazać to co z tej całej układanki mi wyszło. Puzzle po prostu misz masz , ale mnie się podoba i myślę , że nie przesadziłam z dodatkami.

Wiele osób pytało mnie o to gdzie można kupić podobną kapliczkę do mojej , pokazanej w poprzednim poście. Otóż nie mam pojęcia , mi udało się sprowadzić tylko dwie sztuki i na pewno tam gdzie je zakupiłam nie ma takich więcej. Przykro mi. Nie poddawajcie się jednak w poszukiwaniach!


Muszę jeszcze wszystkim zainteresowanym napisać jak nazywa się włóczka , z której zrobiłam szal w morskich kolorach:

WŁÓCZKA HIMALAYA PADISAH 30% wool i 70% dralon , a cena w pobliskiej pasmanterii to 18,50 za motek


Joanna


poniedziałek, 17 października 2011

NIE WIERZYCIE OTO PIERWSZE KROKI ZIMY



Czy na prawdę mi uwierzycie , że już gdzieniegdzie w naszym przepięknym kraju czai się Wszechwładna Królowa Zima. Przechadza się po leśnych polanach i ośnieżonych szczytach w swoim puchatym futrze , a gdzie chuchnie tam zamraża wszystko dokoła. Byłam i widziałam ją na własne oczy.




Po tej przygodzie musiałam wypić dużo herbatki z malinami , aby nie zamienić się w sopelek lodu. Pytałam Zimę kiedy zawita w doliny , ale uśmiechnęła się tylko delikatnie , a to może oznaczać , że już nie długo.


Uwielbiam zime i jej mroźne klimaty. Mam na to sposób. Ubieram się super , mega ciepło. W tyle warstw ile zdołam udźwignąć i nie martwię się mrozem . Podstawa to dobra ochrona z wełenki i obowiązkowo ze skóry i futra. Nie bawcie się tylko ze mną w animalsów. Futro musi być na zimę i to naturalne ze zwierzątka. Przecież odkąd istnieje ludzki rud , ludzie odziewali się w skóry i dzięki temu my jesteśmy tu gdzie teraz. A jeśli ktoś zna materiał , który lepiej grzeje niż futro do kostek to niech mnie oświeci. Będę bardzo wdzięczna.




Czas pokazać moją wyśnioną austryjacką kapliczkę. Wypatrzyłam ją podczas moich zimowych podróży w alpy i zachorowałam na nią. Choroba trwała cały niemal rok , aż tu nagle takie ozdrowienie. Od czego jest internet i znajomość języka. Kapliczki znalazły się dwie i obydwie trafiły do mnie po kolei. Pierwszą podarowałam miłej osóbce , a drugą mam ja. Co za szczęście.




Kto chodzi po blogach i wpadnie na trop siostrzanej dekoracji ma u mnie prezent - niespodziankę. Czekam z niecierpliwością na wpisy.
Na razie mój kościółek ozdobiłam kilkoma zawieszkami , bo jako odpowiedzialna żona i matka nie mogę śpiewać kolęd w październiku. W grudniu , gdy dekoracja stanie na honorowym miejscu zapewne zabłysną na niej lampki i zapachnie świerkowa gałązka.




Candy już rozwiązane , a wieszak - krzesło poleci do

****************************GLOBTROTERKI*******************

Ja wybrałam

********************************JOANNĘ***********************

która otrzyma zawieszkę -nagrodę pocieszenia.




Wszystkim dziękuję za wspaniałą zabawę i miłe słowa. Obiecuję ,że jeśli znajdę jeszcze jakieś krzesła za antykwariatem to możecie na nie liczyć. Na 100%.

Joanna