Dziś częściowa odsłona mojego twórczego zakamarka , który mozolnie powstaje w miejscu dawnego garażu na pięterze - 1/2. Tak , kiedyś tu był pokój na autko , ale nie spełniał swojego zadania . Kiedy nabyliśmy dom w pięknej okolicy , był cały do remontu i miał garaż. Początkowo miało tak zostać , lecz gdy przyszła śnieżna zima , okazało się , że są poważne problemy z wyjazdem pod górkę po oblodzonym podjeździe , że jest zbyt stromo i ciasno , a samochód tańczy od lewej do prawej burty. Tak więc zamiast bramy wstawiliśmy wielkie okno i mam teraz moją pracownię. Marzy mi się w niej prawdziwy ogień , ale nie wszystko na raz. Na razie ustawiłam już kilka mebelków i poszukuję stołu na toczonych nogach. Zobaczymy kiedy go upoluję.
Sampler , nad którym się napociłam wiele dni , doczekał się wreszcie odpowiedniej oprawy. Robiłam go w zeszłym roku na wakacjach i w dalszym ciągu przypomina mi tamte cudowne , beztroskie dni i ciepełko. Deszczu nie pamiętam , gdyż w każdy taki dzień pilnie dziergałam i nie oglądałam się co się dzieje za oknem. Obrazek powstał na lnie do haftu , oczywiście krzyżykiem , co widać dokładnie. Haft jest bardzo drobny , wyszyty białą mulinką z kłębka. Tak , nikt się nie przesłyszał , dawno temu udało mi się kupić cały kłębek muliny. Jest fantastyczna , przy biełych haftach. Odwijam tylko ile potrzebuję i dzielę na 3 pasma po 2 nitki i co najważniejsze , nigdy się nie kończy - na razie.
W tym miejscu muszę koniecznie podziękować Maji 71(htpp://tymczasem-maja71.blogspot.com) , która zawsze wesprze mnie super dobrą radą , za to , że podpowiedziała mi , gdzie mam udać się z moim haftem , by był pięknie oprawiony , oraz użyczyła mi wzoru , o czym pisałam już latem. Dobrze mieć takiego dobrego duszka w okolicy. Jeśli ktoś z was wyszywał już na lnie , to doskonale wie , jaki to trudny materiał. Praca z nim wymaga tamborka i dobrze wyrobionej ręki. Nie można zbyt zaciskać nitki , ale także haftować zbyt luźno. Na koniec oprawa , też nie łatwa. W moim przypadku trwało to prawie rok.
Na początku delikatnie wyprałam w rękach moje wypociny , podsuszyłam i wyprasowałam , nadmienię , że kilka razy , bo len taki już jest. Potem na lewej stronie na gorąco przykleiłam flizelinkę , by nitki materiału nie " tańczyły". Ale i to na nic się nie zdało. a radą Maji umocowałam haft na cieniutkiej desce i wydawało mi się , że teraz będzie już super. Jednak pan ramkarz , jak go nazywam , nie był zadowolony z tak przygotowanego obrazka. Umówiłam się z nim , że na jego odpowiedzialność , zdejmę robótkę z deski , a on oprawi mi ją po swojemu. Wyobraźcie sobie , jak waliło mi serce , gdy szłam odebrać gotowy obrazek. Muszę przyznać , że jestem zadowolona tak na 85% , ale nie miałam już siły na jakieś tam wymysły. Sprawa została zamknięta , mam nadzieję , że odbędzie się bez reklamacji , tzn haft nie spłynie i nie powstaną powietrzne brzuchy. Dziś wygląda ślicznie i delikatnie. Wielkość oprawy to 59x60 cm , a haftu 40x42 cm. Moim zamysłem było przykrycie go w klasycznym szkłem. Pomimo tego , iż nie wszystkim się podoba pobłysk i odbicia , które powstają na tafli , ale ja uwielbiam ten czar , co widać na zdjęciu u dołu. Haft to delikatna koronka do bieluśkiego wnętrza. Ramka ma kolor srebrno złoty , choć nie udało mi się tego uchwycić na zdjęciu i idealnie podkreśla lniany materiał. Jest perfekcyjnie.
Nie dajcie się tylko zwieźć tej wszechobecnej bieli i stylowi vintage. Muszę to powiedzieć , to tylko moje atelieu , pracownia i azyl , reszta domu ma kolory normalne - na razie. Mam nadzieję , że nikt z domowników tego nie podczytuje , bo mają nadzieję żyć w świecie kolorów , a ja , no cóż niekoniecznie.
Dziękuję za wspaniałe e-maile i komentarze po ostatnim słodkim poście.
Joanna