Translate

poniedziałek, 31 października 2011

W STRONĘ ŚWIATŁA.....



SZEPNĄŁ DO NICH ....
I POBIEGLI WSZYSCY....
PRZEZ KWIECISTĄ , PACHNĄCĄ ŁĄKĘ
W KIERUNKU ŚWIATŁA....
KAŻDY Z NICH W SWOIM CZASIE....
O WYZNACZONEJ GODZINIE.

CZEKAŁ NA NICH
Z SZEROKO OTWARTYMI RAMIONAMI
UŚMIECHAŁ SIĘ DELIKATNIE....

NIE BYŁO TŁOKU ,
A TYLU ICH SPOCZYWA W MOGIŁACH
TU NA PĘKSOWYM BRZYSKU.












piątek, 21 października 2011

GDZIE MAM WETKNĄĆ MOJĄ LAMPKĘ?



Trzy dni upłynęły mi pod znakiem braku weny. To okropne uczucie. Jakbym była pusta w środku , w sercu. Nie wiem co na to wpłynęło , ale zmuszałam się do najzwyklejszych codziennych czynności. Depresja jesienna może mnie dopadła , za oknem ani jednego promyka słońca i to ranne wstawanie w całkowitym mroku. Niestety to nie pogoda mnie tak nastraja , tylko nawał obowiązków i im jest ich więcej , tym mi gorzej. Zawsze dążę do sukcesu i za wszelką cenę chcę go osiągnąć w każdej dziedzinie życia , którą się zajmuję. Nawet błache sprzątanie musi być idealne , nie potrafię zamieść po dywan. Albo nie sprzątam wcale , albo tak dokładnie , że brak mi sił.To mnie czasem spala , a właśnie tak jest , tak było w tym przypadku.




Kiedy idziesz ścieżką na górski szczyt , to po pierwsze musisz uważać , aby się nie potknąć i nie skręcić nogi , a kiedy pokonasz jedno strome podejście , to miej pewność , że gdy zejdziesz z niego , znów będziesz miał pod górkę. Tak jest w górach i tak jest w życiu. Bez względu na powody.

Czasem jednak wyjrzy słońce i ogrzeje cię swymi promieniami...........





Mnie promyki dotknęły dziś rano , choć za oknem szaro i buro. W kominku wesoło skwierczy brzozowe polano , a ja wyczarowuję sobie klimacik na ciemne wieczory. Kolejna lampka zawitała pod mój dach. Pytam tylko siebie: gdzie mam wetknąć to cudo?






Podstawa kupiona jak zawsze na targu , a do niej abażur w czystej bieli znaleziony w sieciówce.
Ze względu na to , że był banalny i prosty otrzymał nowy image. Na początek ozdobiłam go zmarszczonym delikatnym tiulem , a na górze sznurem sztucznych pereł średniej wielkości. Brakowało mi jednak wciąż wykończenia dołu i to takiego , aby pasował do podstawy , która jest dość zdobna.





W ten oto sposób batystowa , haftowana maszynowo , ale za to bardzo delikatnie , koronka znalazła swoje zastosowanie. Ozdobiłam nią dół abażuru , który dzięki temu o zmroku rzuca ciekawe cienie na ścianę. Z koronki splątałam ozdobną kokardę , a w jej sercu przymocowałam misterną różę z krepy.




Całość wreszcie nabrała takiego wyglądu , który mnie zadowolił i mogę wam już pokazać to co z tej całej układanki mi wyszło. Puzzle po prostu misz masz , ale mnie się podoba i myślę , że nie przesadziłam z dodatkami.

Wiele osób pytało mnie o to gdzie można kupić podobną kapliczkę do mojej , pokazanej w poprzednim poście. Otóż nie mam pojęcia , mi udało się sprowadzić tylko dwie sztuki i na pewno tam gdzie je zakupiłam nie ma takich więcej. Przykro mi. Nie poddawajcie się jednak w poszukiwaniach!


Muszę jeszcze wszystkim zainteresowanym napisać jak nazywa się włóczka , z której zrobiłam szal w morskich kolorach:

WŁÓCZKA HIMALAYA PADISAH 30% wool i 70% dralon , a cena w pobliskiej pasmanterii to 18,50 za motek


Joanna


poniedziałek, 17 października 2011

NIE WIERZYCIE OTO PIERWSZE KROKI ZIMY



Czy na prawdę mi uwierzycie , że już gdzieniegdzie w naszym przepięknym kraju czai się Wszechwładna Królowa Zima. Przechadza się po leśnych polanach i ośnieżonych szczytach w swoim puchatym futrze , a gdzie chuchnie tam zamraża wszystko dokoła. Byłam i widziałam ją na własne oczy.




Po tej przygodzie musiałam wypić dużo herbatki z malinami , aby nie zamienić się w sopelek lodu. Pytałam Zimę kiedy zawita w doliny , ale uśmiechnęła się tylko delikatnie , a to może oznaczać , że już nie długo.


Uwielbiam zime i jej mroźne klimaty. Mam na to sposób. Ubieram się super , mega ciepło. W tyle warstw ile zdołam udźwignąć i nie martwię się mrozem . Podstawa to dobra ochrona z wełenki i obowiązkowo ze skóry i futra. Nie bawcie się tylko ze mną w animalsów. Futro musi być na zimę i to naturalne ze zwierzątka. Przecież odkąd istnieje ludzki rud , ludzie odziewali się w skóry i dzięki temu my jesteśmy tu gdzie teraz. A jeśli ktoś zna materiał , który lepiej grzeje niż futro do kostek to niech mnie oświeci. Będę bardzo wdzięczna.




Czas pokazać moją wyśnioną austryjacką kapliczkę. Wypatrzyłam ją podczas moich zimowych podróży w alpy i zachorowałam na nią. Choroba trwała cały niemal rok , aż tu nagle takie ozdrowienie. Od czego jest internet i znajomość języka. Kapliczki znalazły się dwie i obydwie trafiły do mnie po kolei. Pierwszą podarowałam miłej osóbce , a drugą mam ja. Co za szczęście.




Kto chodzi po blogach i wpadnie na trop siostrzanej dekoracji ma u mnie prezent - niespodziankę. Czekam z niecierpliwością na wpisy.
Na razie mój kościółek ozdobiłam kilkoma zawieszkami , bo jako odpowiedzialna żona i matka nie mogę śpiewać kolęd w październiku. W grudniu , gdy dekoracja stanie na honorowym miejscu zapewne zabłysną na niej lampki i zapachnie świerkowa gałązka.




Candy już rozwiązane , a wieszak - krzesło poleci do

****************************GLOBTROTERKI*******************

Ja wybrałam

********************************JOANNĘ***********************

która otrzyma zawieszkę -nagrodę pocieszenia.




Wszystkim dziękuję za wspaniałą zabawę i miłe słowa. Obiecuję ,że jeśli znajdę jeszcze jakieś krzesła za antykwariatem to możecie na nie liczyć. Na 100%.

Joanna

czwartek, 6 października 2011

ESTOŃSKI SZAL(Ł)



Muszę , muszę koniecznie pokazać wam to cudo. Mój pierwszy prywatny szal według estońskiego wzoru. Powstawał długo , bo ponad 4 tygodnie. Włóczka , bardzo delikatna mgiełka francuskiej firmy BERGERE de France w kolorze delikatnej szarości. Druty żyłkowe nr 5. Wymiary szala to 210x110. Na początku przed zablokowaniem był prawie o 1/3 mniejszy.

Kiedy zobaczyłam podobne szale na blogu Maji71 to myślałam , że zwariuję , jeśli takiego nie będę miała. Kochana dziewczyna podarowała mi włóczkę i udzieliła mi bardzo wyczerpujące instrukcje , jak zrobić szal i pewnie myślała , że jestem tak ambitna , że rzucę wszystko i wydziergam sobie taki szal. Okazało się jednak , że nie dałam rady. Tak nie mylicie się . Nie dałam rady i już. Może uznacie , że poszłam na łatwiznę , ale oddałam druty i włóczkę mamie i tak powstał ten pierwszy , przepiękny szal.




Nie zraziłam się jednak do drutów , po prostu nie byłam przygotowana na zrobienie tak skomplikowanego wzoru. Postanowiłam jednak nie rezygnować. Zajęłam się więc treningiem prawych i lewych oczek i tak powstał mój szal w morskim kolorze , który już pokazywałam na blogu. Teraz jestem gotowa do rozpoczęcia własnego estońskiego szala.

Jak długo to potrwa ? Nie mam pojęcia .
Czy wytrwam? Nie mam pojęcia.
Czy wzór mnie nie przerośnie? Nie mam pojęcia.
Czy będę miała dość cierpliwości? Nie mam pojęcia.
Czy spodoba mi się to co zrobię , jeśli skończę? Nie mam pojęcia.
Wiem jedno! Jak skończę , to będę z siebie mega dumna!


Tak na marginesie. Estoński szal to nic innego jak kogel mogel ażurowych wzorów i odpowiednio dobranych koronek zrobionych na drutach , a także trzymanie się określonych zasad. Nie można dać się zwariować i trzeba trochę znać się na matematyce.

Joanna